Japonia w prezencie (2007 rok)

Japonia w prezencie (2007 rok)

Za brak pośpiechu.

Mój najdłuższy lot do celu.

Jesienią 2007 roku roku spotkała mnie niecodzienna przygoda lotnicza. Miałem zaproszenie na wyspy Polinezji Francuskiej aby dołączyć do załogi katamaranu „Flash” płynącego dokoła Ziemi. Tylko jak tanio i skutecznie dotrzeć na kraniec Globu, kiedy Papeete stolica Polinezji – leży równie daleko lecąc samolotem na zachód przez Amerykę, jak i na wschód przez Azję. Przypadek sprawił, że znalazłem jesienią małe linie lotnicze Air Tahiti Nui, które na 10-lecie swojego istnienia promowały swoje loty. Bilet przez Amsterdam do Osaki w Japonii i dalej na Tahiti był w cenie 50% innych regularnych linii. Lot miał trwać 36 godzin i nic nie wskazywało na to, że będzie to dla mnie najdłuższy lot do celu. W Amsterdamie dołączyli do mnie moi Przyjaciele Halinka i Zdzisław – przyszła załoga wspólnego rejsu. Po nocnym wygodnym locie dokładnie o wschodzie słońca wylądowaliśmy na lotnisku Kansai w Osace. Było to dla mnie pierwsze spotkanie z Japonią a pora lądowania jakże symboliczna. Od razu złożyłem pokłon w stronę inżynieryjnego cudu budowlanego jakim jest lotnisko Kansai – całkowicie wybudowane na sztucznej wyspie i połączonego z lądem najdłuższym dwupoziomowym mostem świata. Następny lot na Polinezję z Osaki mieliśmy mieć późnym wieczorem. Zatem starczyło nam na tyle czasu aby spędzić go włócząc się po świątyniach i uliczkach centrum Osaki, testując świeże oceaniczne sushi i atmosferę miasta. Wieczorem oczarowani japońskim urokiem niezbyt chętnie wracaliśmy z powrotem na lotnisko, marząc o podróży po Japonii.

Kiedy dotarliśmy szybkim ekspresem na Kansai, trwała już odprawa na samolot do Papeete, lot miał trwać 13 godzin! Dłużej niż do Europy. Mając już w ręku Boarding Pass myślami byliśmy na Tahiti. W pewnym chwili podeszły do nas dwie urocze Japonki z Japan Airlines i z rozbrajającym uśmiechem zakomunikowały, że w naszym locie wystąpił overbooking (rezerwacja, która przekroczyła ilość miejsc) i zapytały:

– czy możemy polecieć następnym rejsem; tylko, że na Tahiti z Japonii następny lot będzie dopiero za tydzień!!!

– Coo!!! zaraz, ale my powinniśmy już jutro być na pokładzie katamaranu, który czeka na nas w porcie Papeete !

– Możemy jeszcze dziś wysłać was przez Hong Kong do Sydney tam po    dniu pobytu, do Wellington w Nowej Zelandii potem na Bora Bora, a   stamtąd już do    Papeete, trzy dni w samolotach … lub jeżeli się zgodzicie możecie zostać na nasz     koszt w Japonii do następnego rejsu?

Los chciał chyba spełnić moje marzenie podróży po Japonii. Trudno było się nie zgodzić na taką propozycje. Tym bardziej, ze Linie lotnicze zafundowały każdemu z nas pobyt w luksusowym hotelu all inclusive, trzy dni w Osace i trzy dni w Tokio, dodatkowo każdy z nas otrzymał kieszonkowe po 100 USD na każdy dzień pobytu w Japonii, oraz bilet na koleje japońskie. Ale prezent pieniężny nie ominął też naszego kapitana Wojtka Starck’a czekającego na kotwicy w Papeete. On też otrzymał rekompensatę 100 USD za każdy dzień czekania na swoją załogę. Kiedy po siedmiu dniach podróży witano nas na Tahiti w Papeete muzyką i wianiem z kwiatów. W bagażu z tygodnia japońskich wrażeń Kioto, Kobe, Tokio, Osaka, nieśliśmy dodatkowo w kieszeniach więcej pieniędzy aniżeli na starcie w Polsce. Podróżnicze marzenia, które się spełniają nie zawsze wymagają posiadania środków ale na pewno wymagają posiadania czasu .

Nie spiesz się kiedy lecisz na koniec Świata.

Jerzy Kostrzewa 2008 rok – spisane w 2011 roku